W Zabrzu, w okolicach schroniska Psitulmnie, pracownicy znaleźli porzuconego kota, który ze strachu i zimna był o krok od śmierci. W miejscu, które rzadko jest odwiedzane przez ludzi, odkryli przemarzniętego i przerażonego kota. Nie wiadomo, ile czasu biedny zwierzak musiał spędzić na zewnątrz na bezskuteczne czekanie na pomoc.
To nie jest pierwszy raz, kiedy pracownicy schroniska Psitulmnie w Zabrzu natrafiają na porzucone zwierzęta w pobliżu placówki. Tym razem czworonożny przyjaciel mógł zapłacić za nieodpowiedzialność swojego właściciela własnym życiem. Ktoś zostawił go w transporterze, ale w miejscu dość ukrytym, gdzie praktycznie nikt z ludzi nie bywa. Kot był wystraszony do granic możliwości, przemoknięty oraz wyziębiony. Jak długo musiał czekać na ratunek na zewnątrz, pozostaje tajemnicą.
Wszystko utrudnia fakt, że miejsce to nie jest monitorowane przez kamery bezpieczeństwa, a kot nie posiada implantowanego chipa. Dlatego schronisko nie ma możliwości ustalenia tożsamości jego poprzedniego właściciela.
Pracownicy schroniska zaznaczają, że to cud, iż porzucony kotek został zauważony. Alina, która przyjechała na spacer z psami, parkując swoje auto w miejscu, które zazwyczaj jest puste, przypadkowo spostrzegła porzucone zwierzę. Siedział on tam cicho, przerażony, przemoknięty i zmarznięty. Nie wiadomo jak długo był tam sam. Cud, że nie stał się łupem lisów, które często polują w tym rejonie – o czym świadczą resztki padliny i obgryzione kości rozrzucone po okolicy – mówią pracownicy schroniska Psitulmnie w Zabrzu.